Volunteers Caravan (2011)

drukuj
ag, 28.05.2016

Projekt został zrealizowany w roku 2011 we współpracy z gruzińskim Młodzieżowym Stowarzyszeniem DRONI. Poniżej tekst jednego z wolontariuszy: Wolontariat w Gruzji 2010 - 2011

Któż nie chciałby wziąć udziału w karawanie? Baśnie tysiąca i jednej nocy, wielbłądy, oazy z palmami i sięgające poza horyzont morze piasku! Powiedzmy, że twoje marzenie w końcu się ziściło i po złożeniu aplikacji zgłoszeniowej zostałeś wybrany z ponad siedemdziesięciu kandydatów i znalazłeś się w gronie dziesięciu uczestników wyprawy w nieznane. Co, jeżeli jednak podczas karawany, zamiast opowiadać baśnie głosi się toasty, w których sławi się nie wyczyny Ali Baby, ale rycerza w tygrysiej skórze, a głównym środkiem transportu nie są wcale wielbłądy z Beduinami na swoich grzbietach, ale minibus wypełniony po brzegi wolontariuszami z arbuzami pomiędzy nogami? Wobec tego jednej rzeczy nie można poddać w wątpliwość, na pewno nie jesteś członkiem karawany gdzieś na Bliskim Wschodzie. Więc gdzie?

       Dylemat przypomina ten, który trapi słuchaczy radia w kraju położonym nieco dalej na północ. Pytają oni: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną. A więc Armenia!? Nie, czeka nas jeszcze sześć godzin jazdy minibusem dalej na północ. Welcome to Georgia – to zazwyczaj jedyna fraza jaką można usłyszeć po angielsku z ust tutejszych mieszkańców. Czego można się po tym kraju spodziewać? Niczego, co przedtem słyszałeś, czas zapisać własną tabula rasę, czas na sześćdziesiąt dni dookoła Gruzji!

       Pod koniec lipca 2011 roku dziesięciu wolontariuszy z Polski zostaje wysłanych przez Towarzystwo Demokratyczne Wschód do partnerskiego młodzieżowego stowarzyszenia DRONI w Tbilisi. Wolontariusze mają w ramach dwumiesięcznego krótkoterminowego Europejskiego Wolontariatu (European Voluntary Service – EVS) promować wolontariat w Gruzji, realizując projekt o nazwie "Volunteers caravan". Logo tego projektu zawita potem do największych miast w Sakartvelo, bo tak swój kraj sami określają jego mieszkańcy.

       Zadaniem wolontariuszy jest m.in.: upowszechnienie idei wolontariatu i programu EVS wśród młodych bezrobotnych i młodzieży z mniejszymi szansami rozwoju, promocja aktywności obywatelskiej oraz popularyzacja tradycji i kultury europejskiej ze specjalnym naciskiem na promocje Polski i polskiej kultury. Te trudne do zmierzenia cele łatwiej było zrealizować dzięki wyrazistym i kreatywnym uczestnikom karawany.

       Dziesięć osób, dziesięć kompletów doświadczeń, reprezentujących dziesięć zupełnie różnych światów. Podział płciowy fifty-fifty. Niejednokrotnie zdarzało się, że to płeć piękna dysponowała znacznie większymi pokładami testosteronu. Kasia i Łukasz, krakowsko-warszawska para organizatorów, twórcy wieczornych prezentacji w czasie karawany; Nina i Dawid, ona absolwentka pedagogiki i wolontariuszka z urodzenia, on pragmatyk i gadżeciarz, który wie, w jakich proporcjach zmieszać ciepłą i zimną wodę z płynem Fairy, żeby powstały bańki rodem z "Alicji w krainie czarów"; Bogna – antyglobalista, wierzy, że prawdziwy wolontariat może zmieniać świat; Maciek – absolwent SGH, przegada każdego, kto tylko spróbuje wejść z nim w dyskusję; Ania – nikt nie zna się na teatrze lepiej niż ona, szczególnie łotewskim, zawsze chodzi swoimi ścieżkami, Mateusz – pochodzi ze słynnej Włoszczowy, znawca gruzińskiego wina, podczas karawany dobrze mieć go ze sobą, bo zna się na lekach; Monika – wiele miesięcy spędziła w Afryce, gdzie szukała odpowiedzi na pytanie, co chce w życiu robić, może zredefiniowała swoją odpowiedź po pobycie w Gruzji? I wreszcie ja – reprezentant Polski B. Estonia, czyli kraj w którym wynaleziono skype’a, jest dla mnie osobistą Mekką. Nad powodzeniem całego projektu czuwa jak zwykle szef. Naszym jest Beata, pochodzi z polskiego bieguna zimna, a w Gruzji jest już od ponad roku.

       Na lotnisku w Tbilisi lądujemy w ostatnim dniu lipca, witani przez radosną zgraję naszych przyszłych gruzińskich kompanów na czele z Gio Kikalishvili prezesem młodzieżowej organizacji DRONI. Gruzini rozwożą nas do miejsc naszego zakwaterowania. Niektórzy trafiają do gruzińskich rodzin, inni do specjalnie dla wolontariuszy wynajętych mieszkań. Pamiętam, że kiedy zasypiałem, żeby odpocząć po podróży, w pokoju w powietrzu można było powiesić tasak, a następnie kroić je kawałek po kawałku. Powietrze było tak ciężkie, a zaduch tak ogromny, że budziłem się po kilka razy w nocy. Uczucie to zapamiętam na długi czas. Po każdym śnie człowiek budzi się jednak w nowej rzeczywistości. W tej czas zacząć pracę.

       W pierwszym tygodniu zaczynamy planować akcje, które będziemy przeprowadzać podczas karawany dookoła Gruzji na początku września. Pamiętam, że w czasie jednego z takich spotkań planistycznych, któremu towarzyszyła burza mózgów, ktoś zapytał Gio – Kiedy będzie padać? Ten ze stoickim spokojem i z lekko ironicznym tonem odpowiedział – My tego nie planujemy, nie jesteśmy tak zorganizowani. Znaczenie tych słów zrozumieliśmy dopiero później.

       W ciągu dwóch pierwszych tygodni naszego pobytu w Tbilisi wzięliśmy udział w dwóch treningach. Na pierwszym tzw. "On-arrival trainning" dowiedzieliśmy się podstawowych informacji o programie EVS i "Youth in action", o tym jak organizować, zarządzać i najlepiej wykorzystywać własne projekty, żeby jak najwięcej przekazać innym, ale również najefektywniej się samodoskonalić. Zdobyliśmy również podstawowe informacje o edukacji międzykulturowej i zostaliśmy wprowadzeni w specyfikę gruzińskiej tradycji i zwyczajów. Drugi trening pod hasłem "Volunteering – a better job" odbył się w siedzibie naszej tbiliskiej fundacji. Poświęcony był przede wszystkim metodom prezentacji i autoprezentacji oraz pracy grupowej i metodom rozwiązywania konfliktów. Ostatnie dwa tygodnie sierpnia spędziliśmy na intensywnych przygotowaniach programu naszej wrześniowej promocyjno-edukacyjnej akcji.

       W drugiej połowie sierpnia współpracowaliśmy z gruzińskimi wolontariuszami w dopracowywaniu programu. Do naszego składu dołączyła również Ruta – Litwinka, z pełną głową pomysłów, na którą zawsze można było liczyć. W tym czasie zaczęliśmy też promować sami naszą akcję. Kasia i Łukasz prowadzili blog i stronę na Facebooku, natomiast ja z Bogną kontaktowaliśmy się z mediami i innymi organizacjami młodzieżowymi. Maciek wraz z Iką – wolontariuszem z DRONI wyjechali do miast, które mieliśmy odwiedzić we wrześniu celem zrobienia rozpoznania i przygotowania raportu na ich temat.

       Pod koniec sierpnia przeprowadziliśmy dwie pilotażowe akcje w Tbilisi poprzedzające karawanę – "Hyde park" i sprzątanie wzgórza zamkowego Narikhala. Obie akcje cieszyły się dużą popularnością, a szczególnie ta druga przyciągnęła szeroką rzeszę nie tylko wolontariuszy z konkretnych organizacji, ale też młodzież z tbiliskich szkół.  W czasie "Hyde parku" rozstawiliśmy nasz kram w Vera parku, w centrum miasta. Wolontariusze pytali przechodniów o ich skojarzenia z wolontariatem, udzielali informacji, a także zachęcali do zostania wolontariuszem. Wydarzeniu towarzyszyły pokazy cyrkowe w naszym wykonaniu. Dawid uczył dzieci robienia wielkich kolorowych baniek mydlanych tylko za pomocą dostępnych w domu przedmiotów, czyli kijów od szczotek, sznurówek, wody i płynu do mycia naczyń, uczył również kręcenia talerzy na kijach.

       Po zakończeniu wszystkich przygotowań czas było ruszyć w drogę. Ostatniego dnia sierpnia, a więc po miesiącu naszego pobytu w Gruzji uczestnicy karawany wsiedli w poradziecki skład wagonów z miejscami sypialnymi i wyruszyli w całonocną drogę, żeby o poranku dotrzeć na drugi koniec Gruzji do Zugdidi. Miasto to stało się początkiem naszej karawany, stąd bowiem po kilku dniach pobytu ruszyliśmy dalej w drogę, przeprowadzając kolejne akcje w innych miastach Gruzji. W czasie karawany odwiedziliśmy m.in.: Poti, Batumi, Kutaisi, Chianturę i Gori. Wszędzie nasze akcje cieszyły się nadspodziewaną popularnością, chociaż niekoniecznie sami byliśmy zadowoleni z ich finalnego efektu. Pewnie dlatego, że wiedzieliśmy, że możemy dać z siebie więcej i że stać nas na więcej. Z każdym dniem nasze prezentacje wypadały jednak coraz lepiej. Aż w końcu przyszedł czas na Kutaisi – miasto, w którym z przeprowadzonych akcji byliśmy najbardziej dumni.

       We wrześniu do naszego składu dołączyło czterech wolontariuszy z innych krajów. Simonas i Raminta z Litwy, Brais z Hiszpanii i Tibo z Francji. Przyjechali realizować w Gruzji swój długoterminowy EVS. Na pewno swoimi świeżymi pomysłami i zapałem do pracy dodali karawanie trochę wiatru w żagle.

       W każdym mieście organizowaliśmy prezentacje wieczorne, na które składały się m.in.: pokazy europejskich tańców, prezentacje dotyczące wolontariatu, filmy pokazujące akcje w innych częściach świata, quizy o wolontariacie oraz prezentacje promujące Polskę i polską kulturę. W każdym kolejno odwiedzanym mieście pokazywaliśmy również krótki filmik o akcjach, które przeprowadziliśmy w poprzednich miastach. Prezentacje wieczorne były natomiast poprzedzane dziennymi akcjami promocji naszej działalności. Staraliśmy się korzystać z ciekawych a czasem szokujących metod, przeprowadzając happeningi czy flash moby, po których to informowaliśmy przechodniów i zapraszaliśmy na późniejsze prezentacje.

       Do końca nie jesteśmy świadomi efektów naszej pracy. Takie cele jak zmiana społecznej postawy realizuje się bowiem w długofalowej perspektywie czasowej. Jedno jest natomiast pewne, w Gruzji usłyszało o nas wielu. Zainteresowali się nami m.in.: pierwszy kanał gruzińskiej telewizji publicznej – 1TV.GE, lokalna stacja telewizyjna i radiowa w Zuggidi, portal internetowy "The Georgian Times" i kilka gazet. Co ciekawe, kiedy po zakończonej karawanie wracaliśmy z wakacji z Mestii, miasta położonego w Swanetii, północnej prowincji Gruzji, w minibusie spotkaliśmy dwóch wracających do Polski turystów. Wywiązała się między nami krótka wymiana zdań. Kiedy dzieliliśmy się naszymi wrażeniami z Zugdidi, jeden z Polaków zapytał – To w takim razie, to wy jesteście tymi dziesięcioma Polakami podróżującymi po Gruzji, którzy robią te wszystkie prezentacje, happeningi i flash moby? Była to chyba najbardziej wymowna odpowiedź na nurtujące nas ciągle pytanie dotyczące efektywności przeprowadzonej przez nas promocji wolontariatu.

       W Gruzji wszystko zaczyna się i kończy suprą, czyli uroczystą kolacją, na której zbierają się zaproszeni i niezaproszeni goście. Głównym punktem każdej supry oprócz uczestników, jest oczywiście jedzenie i wino. Najważniejszą jej częścią są jednak toasty i nikt nie może chować się pod stołem, ani uciekać od odpowiedzialności ich wygłoszenia. Nikt się od niej nie wywinie. Ja też ze względu na uczciwość w stosunku do czytelnika nie mogę, dlatego przytoczę mój ostatni, wypowiedziany na kilka godzin przed odlotem z Zakaukazia toast:

Wyobraź sobie sytuację.

Siedzisz sam w pokoju i myślisz o czymś, nie ważne o czym.

Nagle ktoś wchodzi do pokoju.

Nie ważne czy jest to twój przyjaciel, czy nie.

Nie ważne czy jest to twój krewny.

Nie ważne kimkolwiek jest ta osoba.

Osoba ta zadaje ci pytanie:

- "O czym myślisz?"

I prawdopodobnie najprostsza odpowiedź jaka nasuwa ci się w pierwszej chwili to:

- "Nie myślę o niczym."

W końcu zadaje ci drugie pytanie:

- "O kim myślisz?"

Odpowiadasz:

- "Nie myślę o nikim."

Ten toast jest za to, co jest niczym i nikim, ale wszystkim dla nas.

       EVS dla tych, którzy nigdy nie brali w nim udziału, jest zapewne niczym istotnym. Dla mnie jednak doświadczenia z niego płynące są ważne i życzę wam, jeżeli oczywiście chcecie i wierzycie w wolontariat, żebyście stanęli w przyszłości przed podobną szansą, ale i wyzwaniem.

       Gaumardżos, czyli po gruzińsku na zdrowie, ale i za zwycięstwo!

 

Rafał Chibowski

język polskijęzyk angielski

WESPRZYJ NAS

Wpłać darowiznę na konto:

nr 60 2030 0045 1110 0000 0386 5930

tytułem: darowizna na cele statutowe

KRS: 0000137258

 

Sprawdź gdzie działamy

Ośrodek Studiów Wschodnich